Doświadczenie to jest jednym z najczęstszych, a jednocześnie najbardziej demotywujących elementów cyfrowego poszukiwania partnera. Po dniach, a czasem tygodniach, płynnej, pełnej intelektualnych i emocjonalnych uniesień rozmowy na platformie do nawiązywania relacji, przychodzi długo wyczekiwane spotkanie. I nagle, magia pryska. Rozmowa, która wcześniej płynęła jak rzeka, teraz się rwie. Wspólne poczucie humoru znika, zastąpione przez niezręczne pauzy. Osoba, która w wiadomościach wydawała się fascynująca, błyskotliwa i głęboka, w cztery oczy okazuje się… zwyczajna, nieciekawa, a nawet irytująca. To bolesne rozczarowanie często interpretujemy jako osobistą porażkę lub dowód na to, że „chemii nie da się zaplanować”. W rzeczywistości jednak, rozbieżność między chemią online a jej brakiem offline nie jest ani porażką, ani patologią. Jest statystycznie prawdopodobnym, a nawet normalnym elementem procesu poznawania kogoś przez filtr cyfrowej komunikacji. Zrozumienie mechanizmów, które za tym stoją, może oszczędzić nam poczucia winy, nadmiernego krytycyzmu wobec siebie i innych, oraz pomóc zachować zdrowy dystans do wirtualnych uniesień.
Pierwszą i najważniejszą przyczyną tej rozbieżności jest fundamentalna różnica w naturze obu środowisk komunikacyjnych. Komunikacja online, szczególnie tekstowa, jest z natury hiperpersonalna, ale też selektywna i kontrolowana. Wymiana wiadomości pozwala na tworzenie więzi opartej na najlepszych fragmentach nas samych. Mamy czas, by przemyśleć każdą odpowiedź, by wydobyć nasze najciekawsze anegdoty, najtrafniejsze komentarze, najgłębsze przemyślenia. Możemy być w 100% obecni w rozmowie w tych kilku minutach dziennie, które na nią poświęcamy, nie będąc rozpraszani przez zmęczenie, zły dzień w pracy czy zwykłą prozę życia. Ponadto, w świecie tekstu komunikujemy się głównie poprzez treść – słowa, idee, wartości. To rodzi iluzję niezwykłego podobieństwa i zrozumienia. Budujemy więź z wyabstrahowanym umysłem, z esencją osobowości pozbawioną fizyczności, zapachu, energii cielesnej i całego bogactwa (czasem przytłaczającego) komunikacji niewerbalnej. Chemia internetowa jest zatem często chemią intelektu i wyobraźni. To potężne i autentyczne połączenie, ale jest jak roślina hodowana w sterylnym laboratorium. Spotkanie twarzą w twarz przenosi tę roślinę do naturalnego ekosystemu, gdzie musi sobie radzić z całym spektrum bodźców: z tym, jak osoba się porusza, jak pachnie, jaki ma ton głosu w zdaniu wypowiadanym spontanicznie, jak reaguje na kelnera, jak utrzymuje kontakt wzrokowy, jak zajmuje przestrzeń. To są dane, których wcześniej po prostu nie mieliśmy. Nasz mózg, pozbawiony ich, wypełniał luki pozytywnymi projekcjami, dopasowując nieznaną osobę do naszego wewnętrznego ideału. W realu projekcja zderza się z rzeczywistością i często pęka. To nie znaczy, że internetowa chemia była fałszywa. Była po prostu niekompletna.
Drugi mechanizm to rola fantazji i projekcji. W przestrzeni wirtualnej, zwłaszcza gdy rozmowa jest dobra, nasz umysł ma tendencję do dopisywania brakujących cech. Na podstawie kilku zdjęć, sposobu wysławiania się i deklarowanych pasji, tworzymy w wyobraźni całościowy obraz osoby. Często jest to obraz idealizowany. Jeśli ktoś pisze pięknie o podróżach, wyobrażamy go sobie jako odważnego, swobodnego ducha. W rzeczywistości może to być osoba, która owszem, lubi podróżować, ale jest pełna obaw i preferuje szczegółowo zaplanowane wycieczki. Różnica nie czyni jej mniej wartościową, ale może być rozczarowaniem w kontekście naszej fantazji. Co więcej, projektujemy na taką osobę nasze własne potrzeby i pragnienia. Jeśli bardzo potrzebujemy emocjonalnej głębi, odczytujemy każdą refleksyjną wiadomość jako jej oznakę. Jeśli pragniemy zabawy, każdy dowcip utwierdza nas w przekonaniu, że znaleźliśmy wesołka. Na spotkaniu okazuje się, że osoba ma wiele innych, nieprzewidzianych przez nas cech, które dominują, podczas tych, które tak nas pociągały, schodzą na dalszy plan. To zderzenie wyobrażenia z rzeczywistością jest często bolesne, ponieważ żałujemy nie tyle realnej osoby, co utraty tego wspaniałego, wyimaginowanego partnera, którego przez ten czas nosiliśmy w głowie. W tym kontekście, serwisy umożliwiające poznawanie nowych ludzi działają jak nowoczesne odpowiedniki epistolarnych romansów, gdzie miłość rodziła się ze słów, a spotkanie było kulminacją pełną niepewności.
Dlaczego zatem warto uznać to za normalne? Przede wszystkim dlatego, że cele komunikacji online i offline są różne. Celem randkowania w sieci nie jest znalezienie miłości życia przez czat. Jego celem jest wstępna, efektywna selekcja i nawiązanie wystarczającego kontaktu, aby chcieć się spotkać. Internetowa chemia jest doskonałym, a nawet koniecznym, wskaźnikiem, że warto podjąć ryzyko spotkania. Jest jak obiecujący trailer filmu. Ale nawet najlepszy trailer nie gwarantuje, że cały film nam się spodoba. To, że film okazał się inny niż zapowiadano lub po prostu nie w naszym guście, nie oznacza, że trailer był zły lub że my jesteśmy złymi widzami. Oznacza to, że proces działa tak, jak powinien – pozwolił nam zainwestować minimalny czas i energię (czat) w weryfikację potencjalnie dobrego dopasowania (spotkanie). Kiedy chemia nie przekłada się na spotkanie, proces po prostu się kończy, oszczędzając nam miesięcy prowadzenia głębokiego, ale nierealnego związku na odległość. Kluczowe jest tu przeformułowanie myślenia: spotkanie nie jest „testem” internetowej chemii, tylko jej dopełnieniem i konfrontacją z pełnym zestawem danych. Czasem dane te potwierdzają i wzbogacają chemię, a czasem ją negują. Oba wyniki są cenne. Aby zmniejszyć częstotliwość i ból takich rozczarowań, można stosować strategie mostowania luki. Pomocne jest jak najszybsze wprowadzenie rozmowy telefonicznej lub wideorozmowy, które dostarczają więcej wymiarów osoby (głos, tempo mówienia, śmiech, mimika) jeszcze przed spotkaniem. To pozwala przynajmniej częściowo zweryfikować projekcje. Równie ważne jest zarządzanie własnymi oczekiwaniami. Idąc na spotkanie, warto myśleć o nim nie jako o randce z „tą wspaniałą osobą z czatu”, ale jako o pierwszym spotkaniu z nieznajomym, z którym mieliśmy bardzo dobrą, wstępną rozmowę. To stawia obie strony w bardziej równoprawnej i mniej obciążonej presją pozycji. Wreszcie, doświadczenie to uczy nas cennej lekcji o naturach przyciągania – że istnieje różnica między przyciąganiem do umysłu a przyciąganiem do całej, fizycznej osoby w przestrzeni. Oba są ważne, ale dla trwałego związku konieczne jest ich współwystępowanie. Dlatego kolejne spotkanie, na którym internetowa chemia się potwierdza, staje się doświadczeniem niezwykle silnym i wartościowym – bo wiemy już, że połączenie jest nie tylko intelektualne, ale i fizyczne, energetyczne, holistyczne. To dopiero jest solidny fundament do dalszego budowania.